To może być ryzykowny wpis.
Stary Kadr to kawiarnia, która ma
spore grono wiernych fanów, zwykle dobre noty na trójmiejskich forach, w
różnych lokalnych plebiscytach zdobywa trofea i ma zawrotną liczbę lajków na
FB.
A jednak Stary Kadr dobrą
kawiarnią nie jest.
fot. Cafe Brzytfa |
Przyznam, że nie rozumiem wnętrza
kawiarni. Tym bardziej zadziwiający wydaje się zauważalny sentyment dla
estetyki tej kawiarni. Nie dostrzegam ani romantyzmu ani przytulności. Nie
licząc drugiego pomieszczenia (stylistycznie przypadkowego), w którym odbywają
się projekcje filmów, Kadr jest mikroskopijny. I do tego dosłownie zawalony
przyciężkimi przedmiotami i takimi motywami. Mam nieodparte wrażenie
nieużywanego pokoju, w którym lądują niechciane rzeczy: niepotrzebne krzesła,
zużyte dywany, rzeczy niepasujące gdzie indziej, poupychane naprędce i bez
sensu, byle tylko usunąć je z widoku. W Kadrze panuje klimat graciarni. Jeżeli
Kadr zapełnia się ludźmi, robi się ciasno, ale tak dosłownie ciasno: goście
niemalże ocierają się o siebie, jest mało intymnie, wszyscy słyszą wszystko o
wszystkich.
fot. Cafe Brzytfa |
Przestrzeń barowa jest
groteskowa. To nie zarzut, że za barem mało miejsca, bo czasami tak bywa, że
kawiarnik miewa ciasno, widzieliśmy różne mikrobary do bólu wypełnione
sprzętami i kawowo-herbacianymi ingrediencjami, np. ten w sopockim Zaścianku ma
dużo wdzięku, ale w Kadrze kłuje w oczy bezmyślna aranżacja tej malutkiej
barowej powierzchni - z centralnie położoną obowiązkową mikrofalą, ze stosami
książek, z nieapetyczną witrynką chłodniczą i rzędami przemysłowych butli do
aromatyzacji mlecznych kaw i herbat.
W Starym Kadrze razi prowizorka.
To smutne, ale wydaje się, jakby wnętrze zaaranżowano pospiesznie, trochę byle
jak, na zasadzie, że jakoś to się ułoży, że w przyszłości pomyślimy, a jak będzie
więcej kasy, to się naprawi. I tak niestety prowizorka trwa, lepsze czasy nie
nadchodzą, a doraźne rozwiązania robią się jeszcze bardziej nieładne. Prowizoryczne
są niby-bibeloty. Przypadkowe książki, położone tylko dlatego, żeby wyglądać, nowe
fotografie, które mają robić za pamiątkowe. Jakieś gipsowe popiersie
Mickiewicza, jakieś bursztynowe drzewko szczęścia, jakieś łom bursztynowy na
nalewkę dla turystów. Puste rzeczy, ani stare, ani ładne, same w sobie także
nie wydają się szczęśliwe, że trafiły do tego miejsca, żeby je reanimować i coś
udawać.
W Kadrze ma być staro w tym
dobrym znaczeniu. Ma być retro, po krakowsku czy po babciowemu, jak zwał tak
zwał. Tyle, że to wszystko szyte grubymi nićmi. Krzesła w Kadrze tylko udają
stare, dywany są plastikowe (a zarazem dawno nie odkurzane), a wzorzysta tapeta
zamiast uspokajać, razi w oczy. Nie rozumiemy fenomenu przeszklonych gablot,
podświetlanych halogenami, no chyba że mają być miejscem na kawiarniane trofea.
Wizualnie irytują sztuczne emdeefowe drzwi do toalety (zresztą nieczynnej!!!) i
do drugiego pomieszczenia.
Pamiętamy toaletę z poprzednich
wizyt. Malutka, niedorobiona i zawsze niedoczyszczona. Ale nie był to taki
nieporządek wynikający z kawiarnianego ruchu, taki byłby oczywiście zrozumiały,
to był stan trwałego niedomycia i nieodkurzenia, efekt zaniedbań i zaniechań.
W sensie smakowym Kadr jest
jałowy. To miejsce przyjazne wszystkim na dietach, nie kusi i nie uwodzi kaloriami.
Nie możemy rozwodzić się nad kawą z Kadru. To tylko Vergnano, obok Alfredo,
jedna z najbardziej pospolitych i zarazem trocinowatych mieszanek dostępnych na
rynku. Nie lubimy.
fot. Cafe Brzytfa |
Kadr to kawiarnia filmowa i ten
kinowy skręt szczególnie zaznacza się w menu. Przyznamy, że nie jest to dla nas
zabieg przekonujący. Menu jest bowiem nieprzejrzyste, przedarcie się przez
gąszcz trików i skojarzeń filmowych okazuje się nużące. Anonimowe pozostaną też
ciasta: pascha (czy raczej serniczek z bakaliami) identyczna z tą z Pikawy[1] (no i
dlatego wtórna, cukiernia Fedora rządzi!), szarlotka z Kadru od Pikawowskiej wyraźnie
gorsza, zupełnie nijaka. Herbaty z oszczędnym użyciem składników smakowych:
powściągliwie z imbirem, za to z okrasą przemysłowych syropów owocowych. Za to
cenowo różnice znaczące, niestety na niekorzyść Kadru: serniczek/pascha (takich
samych gabarytów) o całe 4 złote droższy niż na Piwnej, herbaty droższe o
złotówkę, ale jest ich mniej i są gorzej doprawione niż w konkurencji. Wszystko
podane na ceramice z Bolesławca, fakt, ładne, ale mało w tym inwencji, taki
prosto-naiwny ruch: talerzyki w jednakowy babciny niebieski rzucik mają zbudować
atmosferę jak u babci. Cóż za różnica czy to z Bolesławca czy z Lubiany, skoro brak
dla nich właściwego tła?
fot. Cafe Brzytfa |
I analogicznie, dobre miejsca w
esemesowych głosowaniach także nie zrobią dobrej kawiarni, zależą głównie od
silnej motywacji (czytaj: determinacji) zainteresowanych dobrym wynikiem, zaś lawinowym
przyrostom lajków na Fejsie służą specjalne strategie promowania profilu.
Wszystkim można w odpowiedni sposób pomóc. Wypadałoby jednak zacząć od
właściwego pokierowania a)wnętrzem kawiarni (bo niedostatki/niedoróbki kłują w
oczy); b)ofertą kawiarni (bo jest mało konkurencyjna wobec innych miejsc – i
smakowo, i cenowo). Naprawdę chciałoby się, żeby w fajnym, poza sezonem trochę
niedocenianym miejscu starego Gdańska działała przyzwoita, dopracowana i
estetyczna knajpka z kawą i ciastkami. Póki co jednak, przed właścicielami
Kadru całkiem długa droga.
[1] Wytłumaczę się, dlaczego –
już po raz kolejny – oceniając używam porównań do Pikawy. Czy to się komuś
podoba czy nie, Pikawa jest z pewnością pionierką gdańskiego (trójmiejskiego)
rynku kawiarnianego. Można zżymać się, że trochę drepczą w miejscu, że nie
czują już trendów, ale wytyczyli standardy – co do herbat czy ciast, nawet
jeśli sami tych ciast nie pieką.