Kawiarnia Galeria, Gdańsk, ul. Piwna
Najmłodszy kawiarniany lokal w Gdańsku, wystartował w
październiku tego roku w niegdysiejszej galerii plastycznej (niespecjalnie aktywnej).
Każde nowe miejsce budzi ciekawość, ale nowa kawiarnia w takim punkcie (ul.
Piwna, najściślejsze centrum Gdańska) i takim sąsiedztwie (Pikawa dosłownie po
drugiej stronie ulicy, Retro prawie obok) to temat arcyinteresujący: czym
zawalczą z konkurencją? Jak odnajdą się w tzw. strefie prestiżu (czytaj: jak
zarobią na horrendalny czynsz?)? Jaka będzie specyfika i tożsamość tego
miejsca, które bądź co bądź musi wypracować jakąś własną, swoistą ofertę, tzn.
skusić ku sobie gości i skłonić do kolejnych odwiedzin.
Jesteśmy naiwni sądząc, że założyciele Galerii takie pytania
rozważyli. Więcej, oni ich w ogóle sobie nie zadali. Galeria to taka
Mała Czarna bis. Bez pomysłu. Bez smaku. Bez sensu.
fot. Cafe Brzytfa |
fot. Cafe Brzytfa |
fot. Cafe Brzytfa |
Kawiarnia obwołała się Galerią, a to zobowiązuje. Trudno
jednak pomyśleć o niej jako o galerii. Owszem, są obrazy na ścianach, ale
kompletnie brak klimatu galerii. Obrazy są wyłącznie dekoracją ścian, nie
tworzą ducha miejsca. Przeciwnie, tracą charakter, zostają sprowadzone do
podrzędnej roli wypełniacza pustki tego lokalu. Obsługująca młoda pani, choć bardzo
miła, nie jest w stanie udzielić jakiejkolwiek informacji na temat ekspozycji
plastycznej.
fot. Cafe Brzytfa |
Wnętrze Galerii jest nieokreślone. Taka hybryda starego
wnętrza (wysokie sufity, antresola) z brakiem dekoracyjnej inwencji. Krzesełka
z metra, takież stoliki. Wszystko ujednolicone, nie ma bibelotów. W Galerii
wszystko jest nowe, nowością pachną stoliki, krzesełka, drzwi, ściany. Nie czuć
zapachów kawy ani herbaty. Nie jest smacznie: ani na oko, ani na nos. A jednak
to miejsce prowokuje pewną wiązkę skojarzeń. Mam silne wrażenie wycieczki w
czasie: oto jestem w lokalu z wczesnych lat dziewięćdziesiątych (końca lat
osiemdziesiątych), jasne, że upudrowanym, ale tak właśnie po postpeerelowsku
kostycznym i niewyszukanym. Piękny cytat z menu, wytłuszczony i odznaczony
czerwienią: „O asortyment prosimy zapytać obsługę”. Nieciekawa i banalna oferta
kulinarna w karcie menu, pretensjonalnie okraszona Breughlem i Boticellim.
fot. Cafe Brzytfa |
Jest witrynka chłodnicza. Cieszmy się, bo widać, czego nie
zamawiać. Standard przemysłowo-cukierniczy: fatalny ersatz tiramisu,
zakalcowaty sernik, bułowata szarlotka z bardzo powściągliwym użyciem jabłek.
Decydujemy się na jedyne ciasto, które ma być wypiekiem domowym – sernik, który
nie jest jednak eksponowany w witrynie. Ciasto okazuje się co najwyżej
poprawne, a dokładnie to masa sernikowa, bo polewy i spodu nie przystoi zaliczyć
do jadalnych. Półkruchy spód jest margarynowy i skandalicznie gryzie w język ze
względu na wysoką zawartość kwaśnych węglanów. Polewa, niby czekoladowa, w
degustacji okazuje się mdłym czekoladopodobnym wyrobem, kojarzącym się z peerelowską
tabliczką Mela („wyrób z masy tłustej”).
A vis a vis podają taką pyszną paschę z mięciutką i maślaną
polewą z gorzkiej czekolady!
Kawiarnia Galeria to kuriozalne miejsce. Wykluwając się tuż pod bokiem
Pikawy, ma do zaproponowania przemysłowe ciasta na żenująco niskim poziomie.
Założycielom Galerii należy się dwója z wykrzyknikiem: nie odrobili lekcji, nie
zadali sobie najmniejszego trudu, żeby zorientować się w ofercie konkurencji i
na tej podstawie przedstawić jakąś własną sensowną koncepcję. Pomysł na
kawiarnię to coś znacznie więcej niż tylko parę obrazów na ścianach i
porcelanowa zastawa z logotypem miejsca. Ile jeszcze pieniędzy musi polecieć w
błoto na kompletnie nieprzemyślane projekty?
Chcielibyśmy móc kibicować Galerii, bo zależy nam, aby w
Gdańsku fajnych miejsc było jak najwięcej. Ale przez „fajne miejsce” rozumiemy
coś zdecydowanie więcej niż właściciele Galerii. Szkoda, bo na ładnej ulicy i w
sympatycznym otoczeniu wykluło się coś niestety niewydarzonego, czemu nie
wróżymy nie tylko świetlanej, ale w ogóle jakiejkolwiek przyszłości.
fot. Cafe Brzytfa |
. P.S. Kibelek na śmieci z toalety: jak dotąd nie udało się jeszcze zdjąć naklejonych etykiet :)
Trudno nie zgodzić się, że właściciele nie odrobili lekcji, ale pisać z zachwytem o ciastach z Pikawy jest pomyłką - są one jak najbardziej przemysłowe, brane z pewnej cukierni w Oliwie, która "opieka" połowę kawiarni w Gdańsku. Pascha z Pikawy jest kuriozalnie tłusta - naładowana tłuszczem cukierniczym zamiast prawdziwym twarogiem, żółtkami i bakaliami. Nie dziwi, bo taka pascha z żółtkami może "stać" najwyżej dwa dni, a wyroby z cukierni mają daty ważności od tygodniowych do dwutygodniowych (np. Deker). Polecam wziąć dobrą, najlepiej sprzed okresu komunizmu książkę kucharską i zrobić paschę w domu:
OdpowiedzUsuńzmielić trzykrotnie twaróg, dodać bakalie - szczodrze, koniecznie domową skórkę pomarańczową, conajmniej 12 żółtek na 1kg twarogu, polać rozpuszczoną na parze gorzką czekoladą dobrej jakości. Potem zjeść kawałek i pójść do Pikawy i spróbować tamtejszego wypieku.
Dziękujemy za komentarz. Niezmiernie inspirujący. Pascha z Pikawy... no cóż faktycznie trochę daleko jej do klasyki. To faktycznie pewien cytat, inspiracja z paschy. Paschę prawdziwą jedliśmy, owszem w pewnej uroczej kawiarnio-restauracji w Lublinie (Mandragora - polecamy gorąco), o której na pewno napiszemy. O passze (czy to w ogóle podlega odmianie), albo w tym kontekście lepiej "serniczku z Pikawy) jak i o samej Pikawie napiszemy wkrótce.
UsuńJeszcze dwa słowa na temat Galerii - albo płacą horrendalny czynsz i na rynku przy takiej ofercie nie utrzymają się za długo, albo kawiarnia należy do poprzedniego właściciela Galerii i zarazem właściciela lokalu, w związku z czym będą straszyć jeszcze długo....
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Galeria mogłaby nieco zmienić wystrój, na np fotografie, bibelotów brak- to fakt, coś co nadałoby klimat miejscu jest niezbędne. Miejsce też nie jest jakoś szczególnie wyeksponowane- ginie na ulicy Piwnej. Skosztowałem tam deser "bakaliowa wyspa" oraz wypiłem late, moim zdaniem bardzo dobre- więcej niż poprawne. Kelner bardzo miły, nie trzeba było go wołać ani nie czułem się niezręcznie gdy sam podchodził. Całość jak dla mnie na 3+.
OdpowiedzUsuń