Drugi raz w Małej Czarnej (Gdańsk, ul. Węglarska)
Tym razem jestem sam. Wypijam
podwójne espresso, trochę przedłużone. Niestety czuć niedomagania „ekspresu”;
zwykły wciskany Royal Saeco zaoferuje kawę pijalną, ale bez koncentracji i
głębi. Piszę „ekspresu”, bo jakże zaakceptować fakt, że napój kawowy w
wielkomiejskiej kawiarni z ambicjami wytłacza zwykły, nienajlepszej jakości
ekspres domowy?
Kawa w Małej Czarnej ma na imię
Kimbo. Wszystko kawowe jest tu Kimbowe. Serwetki, serwetniki, filiżanki, cukier,
a nawet łyżeczki. Nie wiem, czy najtrafniejszym pomysłem (ale to uwaga do
dizajnerów z Kimbo) jest firmowy grawer na wewnętrznej stronie łyżeczki. Biorąc
ją do ust, nie mogłem się uwolnić od wrażenia czegoś przyklejonego,
zaschniętego, zupełnie jak w przypadku oblizywania łyżeczki z cukiernicy.
Fot. Cafe Brzytfa |
Zamawiam ciasto bananowe. Są
dostępne dwa, oba rekomendowane jako domowe: marchewkowe „z polewą z serka
Filadelfia” (?) i właśnie bananowe. Po pierwszej wizycie w MC i trudno
zjadliwej „domowej” szarlotce muszę być ostrożny. Ciasto podane na malutkim
talerzyku, usadowiło się pomiędzy posypką z granatu a dużym kleksem marmolady z
zielonych pomidorów. Jest nijakie. Przy pierwszym kęsie sprawia wrażenie
nieświeżego: jest zbite, trochę wysuszone, ma niuans podjełczałego masła. Najwidoczniej
trochę poleżakowało zanim trafiło na talerzyk. Z pewnością jest czerstwe.
Brakuje mu też specyficznej wilgotności, jaka zwykle bywa atrakcyjnym udziałem
ciast bananowych. Wnoszę, że procent bananów w wypieku nie jest znaczący,
brakuje też nut cynamonowych, które ładnie wzmacniają tropikalny charakter
ciasta. Ciastko jednak można zjeść (byłem głodny), zjadam je w całości. Ale w
sumie jest nijakie, nie zapamiętam nic pozytywnego. To i tak duży progres, bo
przy poprzedniej wizycie kontakt z zamówionym ciastem zakończyłem na wrażeniu
wzrokowym i pierwszym kęsie. Zostawiam dodatki, nie wiem zresztą, czy twarde
granatowe pestki są udanym dodatkiem do i tak twardawego ciasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz