środa, 4 grudnia 2013

Mała Czarna, Gdańsk, odcinek 3










Trzecia wizyta w Małej Czarnej (Gdańsk, ul. Węglarska)

Trzecia wizyta zobowiązuje. Jakiekolwiek słabości nie znajdą już żadnej taryfy ulgowej.

Nie siedzimy jak zwykle przy oknie, ale bardziej w głębi sali i dopada nas wszechogarniająca kolorystyczna szarość tego miejsca. Wszystko jest szarobure: podłogi tapicerki, stoliki, sufit, lampy. Poziome, srebrne lustra na ścianach podkręcają wrażenie tej szarości. Wrażenia nie poprawiają różowe rzuciki tu i ówdzie. Jesteśmy skazani na natarczywą obecność zwierciadeł, kręci się w głowach.
Fot. Cafe Brzytfa





I po tych trzech razach w Małej Czarnej (dalej MC) możemy stwierdzić jednoznacznie: w MC obowiązują fatalne standardy jakości. W witrynce chłodniczej znaleźliśmy między innymi:
- na oko – sernik tak stary, że nie powinien być absolutnie proponowany klientom, nawet w ramach tzw. poczęstunku. Był zżółknięty, zeschnięty i popękany ze starości. Wyglądem przypominał kawałek żółtego sera. Mimo wszystko pani była gotowa go sprzedać, a nawet polecała (9,5 zł za kawałek!).
- skrawki szarlotki; choć wystawione, co jak rozumiemy oznacza, że ciastko jest w ofercie, to sama barmanka/kelnerka przyznała, że nie da się już chyba nic z nich wykroić;
- wreszcie pojawiła się pavlova, ale gdzież podziały się świeże owoce? Gdzie jagody, maliny? Obecność kilku, jak mniemamy, podfermentowanych ziarenek granata w miseczce sugeruje, że to jest właśnie dodatek do tego deseru

Fot. Cafe Brzytfa
Już bez zaufania do jakichkolwiek wypieków oferowanych przez to miejsce poprzestaliśmy na herbatach: „miód malina” i „rozgrzewającej”. Ta pierwsza jest drwiną z klienta. Za 8,5 zł otrzymuje się lekko posłodzoną wodę, o bardzo niewielkiej zawartości ekstraktu czarnej herbaty, z odrobiną przemysłowego soku około malinowego, dwoma goździkami, dwoma małymi cieniutkim skrawkami imbiru (na zdjęciu) i połówką plasterka cytryny. Druga, mimo że ma być z anyżem, faktycznie jest z dodatkiem (znacznie tańszych) nasion kopru włoskiego i z takimż maleńkim skrawkiem imbiru, co sprawia, że herbata rozgrzewająca wcale taka nie jest.


Fot. Cafe Brzytfa
Bardzo oszczędne są panie właścicielki. Tyle że w przypadku branży gastronomicznej oszczędność nie jest cnotą, to zwykłe skąpstwo, tym bardziej że MC życzy sobie za swoje rozwodnione herbatki całkiem pokaźne kwoty. 

Tym razem zauważamy zmianę ekspresu. Zamiast Saeco pojawiła się mała Jura. To jakiś krok naprzód, bo to już ekspres nawet do użytku biurowego, przeznaczony więc do produkcji większej ilości kaw ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz