Kawiarnia Konfitura (dawny Melanż), Gdańsk-Wrzeszcz, ul. Partyzantów
Dzisiaj pierwsza Reinkarnacja.
Zaglądam do Wrzeszcza, w końcu
grudnia na Partyzantów, na miejscu dawnego Melanżu objawiła się Konfitura.
O Melanżu: http://cafebrzytfa.blogspot.com/search/label/Kawiarnia%20Melan%C5%BC pisałem ponad rok temu.
To była kawiarnia zupełnie bez ducha, z niezłym ciastkiem, ale kompletnie jałowa, bez atmosfery i pomysłu na siebie. To nie zaskoczenie, że wyzionął ducha, oddając pole innym, teoretycznie mądrzejszym, bo przecież bogatszym o doświadczenie nieudanego poprzednika. Sęk w tym, że nowi właściciele okazali się kompletnie nieprzygotowani do lekcji.
To była kawiarnia zupełnie bez ducha, z niezłym ciastkiem, ale kompletnie jałowa, bez atmosfery i pomysłu na siebie. To nie zaskoczenie, że wyzionął ducha, oddając pole innym, teoretycznie mądrzejszym, bo przecież bogatszym o doświadczenie nieudanego poprzednika. Sęk w tym, że nowi właściciele okazali się kompletnie nieprzygotowani do lekcji.
Konfitura ma ładną nazwę. Taką,
która budzi nadzieję: na przytulność, ciepło, swojskość, no i że będzie
smacznie, tak po domowemu czy babcinemu. Najprawdopodobniej to niedaleka i
popularna Marmolada (Marmolada, Chleb i Kawa) posłużyła jako inspiracja dla semiotycznych
poszukiwań nowego imienia. I niestety to tyle, jeśli chodzi o nawiązania do
Marmolady.
Jeszcze gorzej, że to także
koniec jakichkolwiek skojarzeń z konfiturą.
Bo Konfitura zupełnie konfiturowa
nie jest. A przecież oczywistym (i słusznym) wydawałoby się osnucie całej
tożsamości nowego miejsca wokół konfitur właśnie. W Konfiturze powinny lać się
hektolitry dżemów, powideł i marmolad. Powinny być wszechobecne: w słoikach i
na półkach, w herbatach i kawach (tak!), podawane do ciast i deserów, do
częstowania i sprzedawania. To takie oczywiste logiczne następstwo między nazwą
i jej desygnatem. Knajpa z konfiturą w szyldzie powinna nią dosłownie ociekać.
Tymczasem w karcie nie znajduję
praktycznie żadnej poważnej konfiturowej pozycji. Gdzieś w głębi pojawia się
herbata z miodem i konfiturami, ale tak skrzętnie ukryta, żeby tylko przypadkiem
nikt nie znalazł.
Konfitura to jednak nie tylko
słodkie powidła w słoiku. To też obligacja do pewnej specyficznej stylizacji
wnętrza i odpowiedniej atmosfery, tak aby było swojsko, domowo, ciepło i
serdecznie. I kolejna dwója, bo wystrój Konfitury zmienił się nieznacznie,
właściwie to taki Melanż po lekkim lifcie, niby dodano trochę elementów
dekoracyjnych, ale wszystko w asekurancki i nieprzemyślany sposób. Owszem,
zauważam próby dobudowania jakiejś historii do postmelanżowej nudy:
powtarzający się motyw brzozy (fototapeta, gałęzie w szkalnych dzbanach, ciekawe, że akurat
leci Bjork), motywy ptasie (jakieś niezrozumiałe kuliste nibyklatki zwisające z
sufitu), ale to wszystko nie przekonuje. No bo jaki jest związek konfitur z
brzozami albo ptakami? Oprócz tego, że można dżemik posłodzić ksylitolem czyli cukrem
z brzozy?
fot. Cafe Brzytfa |
fot. Cafe Brzytfa |
I ukoronowanie tej całej
wnętrzarskiej tandety: kominek, który chciałby być kominkiem, choć nigdy nie
będzie. Jest tylko lampką z wnętrznościami przypominającymi brzuch
podirytowanego Smauga. Oczywiście wyposażony został w cały zestaw szczap
drewna, w każdej chwili można dołożyć do ognia. I rozłożyć się na poduszkach,
bo to przecież takie uroczo kominkowe.
fot. Cafe Brzytfa |
fot. Cafe Brzytfa |
fot. Cafe Brzytfa |
To autentycznie bezsensowne
kalorie. Zero przyjemności, maksimum kalorii. Wzorzec z Sevres kawiarnianej
beznadziei.
fot. Cafe Brzytfa |
W filiżance niestety nie smakuje
już tak dobrze, ba, powiedziałbym nawet, że zaskakująco wyrazisty okazuje się
komponent robuściany. Pijałem Starogdańską wielokrotnie i kojarzę ją z fajnych
przydymionych nut cynamonowych. Tutaj zdecydowanie przeważa mniej szlachetna
ziemista karmelowość, zupełnie jakby do firmowego worka dosypano Czibo Femili.
W karcie znajduję wzmiankę o
pochodzeniu ziarna („100 % Arabica z lokalnej palarni”), ale nie wiadomo, o
jaką konkretnie palarnię chodzi, a poza tym mieszanka Starogdańska wcale nie
jest czysto arabiczna. Są zatem nieścisłości. Są i poważne niekonsekwencje,
które rzucają cień na sens i autentyczność przemiany Melanżu w Konfiturę: „kawy
Melanż”. Zupełne niepotrzebne jest pozostawienie pozycji kojarzących się z
poprzednim, nieudanym przecież wcieleniem kawiarni. Od takich historii należy
się stanowczo odcinać, a nie bezmyślnie powielać.
Konfitura chce uśmiechać się
promiennie i niewinnie. Ale to nieodrodna córa Melanżu, nieudana maskarada,
która sugerować ma jakiś inny stan faktyczny niż ten napiętnowany tutaj już z
górą rok temu. Tu nie ma żadnej rewolucji, żadnej woli zerwania z przeszłością.
To taki dywan,
pospiesznie narzucony na wszystkie stare słabości i smutki, może nie będzie widać. Niestety trupiątka wciąż
wyłażą z szafy.
A zakończę paradoksalnie, tzn. całkiem
optymistycznym akcentem.
Konfitura, jeszcze na dobre nie
ukazała się w całej krasie, a już notuje na swym koncie listę pełną grzechów i
zaniechań. Nowej tożsamości nie zbudują pozorowane zmiany i ustawiane zdjęcia
na Fejsie, które mają pokazać, jakim to ładnym i romantycznym lokalikiem stała
się ta Konfitura.
Ale zawsze jest i nadzieja: można
i wypada się zrestartować. To dopiero początek, można uznać, że właściwa zmiana
jeszcze się nie dokonała. I doprowadzić do bardziej radykalnej przebudowy. W
tej części Wrzeszcza kawiarnia poprowadzona z wizją, pomysłem, na przekór
estetycznym standardom sieciówek miałaby dużą szansę powodzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz