środa, 21 stycznia 2015

Sopockie zajawki: La Crema vs Cafe Kultura










Sopockie zajawki: La Crema i Cafe Kultura


Całkiem niedawno znajoma Sopocianka rzuciła na forum pytanie o jakąś sensowną kawiarnię w centrum swojego miasta. Odpadały sieciówki, miało być przytulnie i smacznie. Wylało się przy okazji trochę żalu: szkoda, że nie Józef K., bo wyjechał, szkoda, że nie Spółdzielnia Literacka i Bookarnia. Padło kilka propozycji, takich ze świata (wciąż) żywych, a szczególnie głośno wybrzmiały Zaścianek i La Crema.
Znam Zaścianek, ale teraz o nim nie napiszę, bo wypada poświęcić mu odrębną notę.

La Cremę znałem natomiast ze słyszenia: całkiem często docierały do mnie pochwały, kiedyś nawet ktoś mocno obyty z branży stanowczo twierdził, że to jedyna godna uwagi kawiarnia w Sopocie, bo „w ogóle Sopot nie ma szczęścia do kawiarni”. Ciekawa opinia. Faktycznie, może ma szczęście do klubów, ale na pewno nie jest ani zagłębiem kawiarnianym, ani kawową wyrocznią. Z jednej strony nudne sieciówki, z drugiej drobne lokaliki rozsiane na uboczu głównego traktu. Jeżeli chcemy znaleźć cokolwiek godnego uwagi, trzeba pochodzić bocznymi ulicami, ale raczej nie spodziewajmy się uniesień.


La Crema, Sopot, Monte Cassino

La Crema jest o tyle wyjątkowa, że wywalczyła sobie dobre miejsce przy Monciakowym korycie. Łatwiej do niej trafić, jest jaśniejsza, mniej zakurzona i spetryfikowana niż inne poboczne, np. Cafe Kultura czy Zaścianek.

fot. Cafe Brzytfa
To po prostu zwykła kawiarnia. Taki zremasterowany Grycan. Taka trochę La Sowa. Przyjemne wnętrze, takie przyjazne, pastelowe miękkie szarości, kremy, no i lekkie fiolety. Imponujące kremowe La Marzocco, faktycznie może sugerować fachowość i bezkompromisowość. Kawiarnia jest zrośnięta z cukiernią, stąd i wybór ciastek ogromny. Nie oszukujmy się jednak, nie dostaniemy tutaj unikatów. Standard cukierniczy, choć z wyraźnym plusem. Skusiłem się na pączka i był to najlepszy przemysłowy pączek, jakiego jadłem od bardzo dawna. Miękki, puszysty, niesamowicie tłusty, intensywny, absolutnie nie czepiam się, nawet poprosiłem o drugi. Takiego pączka zapamiętam, na niego wrócę.

fot. Cafe Brzytfa
La Crema jest miejscem przemyślanym. To kawiarnia dla kobiet, zwłaszcza takich trochę bardziej dojrzałych i wykształconych. W tym sensie jest lokalem świadomym swojej publiczności i z dobrze dobraną ofertą. To niby fundament, ale dla wielu kawiarnianych bytów punkt nieosiągalny.

La Crema nie chce zmieniać świata. Nie ma tu hipsterki ani trendsetterów. La Crema nie jest i nie będzie lamberseksualna. Nie ma glutenfrajów i vegesrege. Bo La Crema nie ma wielkich ambicji, nie zmienia żadnych reguł, nic nie inicjuje i nie nasłuchuje, co nowego wykluwa się w Berlinach czy Warszaffkach. Trwa, podaje paniom latte i herbatte, kroi ciasto, puszcza Tefauen 24. 

Taki pomysł na kawiarnię. I wszystko gra, wszystko jest na miejscu. Tylko przytaknąć.

Swoją drogą, plus, że nie podają galaretek!


 Cafe Kultura, Sopot, ul. Królowej Jadwigi

Z jasnej LaCremy przenoszę się do Cafe Kultura. To trudne miejsce. Mam wrażenie jakiejś meliny. W istocie to brudnawa suterena, od progu uderza ostry zapach kurzu. Zimno, wilgotno i całkowicie nieapetycznie.
Przestrzeń barowa jest malutka i jakoś tak nieładna. Zagracona i mam wrażenie, że nie do końca doczyszczona. Mikroskopijny ekspres, zdecydowanie bardziej do domowego użytku niż kawiarnianej praktyki.
fot. Cafe Brzytfa
Kultura jest kawiarnią w stylu retro. Jest na staro, chociaż wprawne oko dostrzeże, że to raczej fejki, które udają starocie. Wrażenie robią obrazy na ścianie: jest ich mnóstwo, głównie olejne, w złoconych obfitych ramach. Sporo starszych sztuk, niektóre bardzo udane, zdarzają się też jakieś przedrukowane nieporozumienia. Generalnie to właśnie obrazy robią klimat miejsca i naznaczają je jako stare. Czyli, w ogólnym przekonaniu, szlachetne.
fot. Cafe Brzytfa
Nie określiłbym jednak Kultury szlachetną. Bo to wnętrze złożone w rożnych paradoksów, takich zafałszowanych antyków, często poukładanych bez ładu, ale koniecznie w asyście kiczowatych draperii. I niestety kojarzących się bardziej z jakimś niderlandzkim rommelmarktem niż galerią. Domyślam się, że wnętrze jest rezultatem jakiejś owocnej kooperacji z hurtownikami opróżniającymi zachodnioeuropejskie domostwa, bo mieszkańcom się zmarło, a lokale trzeba było szybko dostosować do nowych lokatorów. Stąd i tyle obrazów.
Wnętrza budowane w oparciu o starocie (autentyczne czy podrabiane) rządzą się szczególnymi prawami. Wcale niełatwo jest właściwie zestawić różne elementy, nie wywołując przy tym efektu jazgotu czy nie podpadając pod zarzuty o egzaltację czy kiczowatość. W Kulturze to się nie udało: jest poczucie nieładu i stylistycznego niepokoju, a do tego dochodzi jeszcze lumpeksowy brud.

Miało być ładnie, ale coś jednak nie wyszło i z Cafe Kultura zrobiła się Cafe Wystawka.

fot. Cafe Brzytfa
Szczytem estetycznej awangardy jest toaleta, utopiona w instalacjach z plastykowych roślin. Zimna, brudna, toksyczna. W pierwszej chwili sądziłem, że to ponury żart, ale nie ma w tym żadnego podwójnego dna. Jest okrutna prowizorka, na szybko pudrowana jakąś tępą maskaradą. W sumie może to i racja, po kilku szotach przecież nie ma różnicy, czy odlejesz się w towarzystwie wypicowanych kafelków czy głupawego kwiatka z PCV.

fot. Cafe Brzytfa

fot. Cafe Brzytfa
fot. Cafe Brzytfa


fot. Cafe Brzytfa

















Jaka knajpa, taka oranżeria.

Pani z obsługi bardzo zachwala ciasta w karcie. Robią je sami, „są naprawdę bardzo dobre”. Biorę szarlotkę, to dobry probierz każdej knajpy. Totalna porażka. Przypomina tę z Kafe Delfin. Magaryna i mąka, margaryna i mąka, margaryna i cukier, no i wybielone jabłka ze sklepowego słoika: być może miały kiedyś smak, ale, utytłany skrobią ziemniaczaną, uprzejmie oddalił się, tak taktownie, po angielsku, nikogo nie informując. Do tego wyczuwalna mięsna nuta, bo ciasto nawdychało się obcych wyziewów, pewnie albo w lodówce albo w piekarniku. W sumie męczące i obrzydliwe.

Kultura to nie jest moja bajka. Lubię kawiarnie operujące kontekstem przeszłości, ale nie wszystkie bibeloty warte są grzechu. Niektóre bardziej śmiecą niż zdobią. Stylistyka retro wcale nie należy do łatwych, wystarczy kilka kanap, podstarzane krzesła od czapy i kupa gratów. Fundamentem jest pomysł, jak to wszystko uzgodnić w całość, ale też, jak selektywnie operować zgromadzonymi przedmiotami. W Kulturze nie było takiej wiedzy, stąd bliżej im do lumpeksu niż kulturalnej knajpki.
Trafiam gdzieniegdzie (w sieci) na zachwytne westchnienia, że jest „jak u babci”. No nie chciałbym takiej babci, bo to chyba bardziej wilk w babcinym przebraniu. Bo te babcine kawiarnie to przecież nie mają śmierdzieć kurzem czy naftaliną, ale pachnieć cynamonem, szarlotką i kawą. Są bezpieczne i smaczne.
A Kultura leży na drugim biegunie.

I jeszcze kuriozalna nazwa. Podglądam ich fejsa i widzę, że lokal żyje chyba głównie w łikendowe wieczory, zarabiając bynajmniej nie na kulturalnych pogawędkach, ile bardziej na wódczanych polewajkach.

Będę omijać Kulturę. Jest niesmacznie i złowieszczo. No chyba, że przyjdzie mi do głowy jakiś seans spirytystyczny. Nawiasem mówiąc, to mógłby być (szkoda, że mocno niszowy) pomysł na Kulturę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz